środa, 18 listopada 2015

Siedem minut

Wczoraj biały biały welon, jutro białe białe włosy
~Klan


Im dłużej żyję tym czas nabiera coraz innego znaczenia. Podkreślam: innego, nie większego ani mniejszego, nie zyskuje na wartości, nie staje się lepszy. On ewoluuje. Kiedyś życie miało swój określony nadrzędny porządek. Pobudka, śniadanie, mycie zębów, ubranie i do szkoły. Ze zdziwieniem wciągałam rajstopki przed płatkami z mlekiem, a koleżankom, które myły zęby przed śniadaniem trochę nie dowierzałam; z resztą nadal uważam, że to wybitnie nielogiczne. Teraz to, co się dzieje rano to jest do niczego niepodobne. Nie raz spodnie zakładałam równocześnie myjąc zęby, spłukując pianę z włosów i zagryzając kanapką. Trudno tu nawet o określenie jakiejkolwiek chronologii. Na czym oprzeć swój komfort psychiczny jeśli nie po rozregulowanym poranku przychodzi dzień pełen niewygodnych pytań: czy zjem dziś obiad? czy będę wracać do domu godzinę czy dwie? czy nie wypiję piwa, po czym w kieszeni płaszcza nie wyczuję kluczyków do samochodu? czy jeśli wybierając 509 zamiast tramwaju nie przesiąknę zapachem hipotetycznego bezdomnego? Kyrie eleison!
Na żadne nie odpowiem, bo to jak wszczęcie dyskusji o słuszności zalegalizowania sprzedaży metamfetaminy w księstwie Radomskim. Niepotrzebne, a przede wszystkim na tyle nierealne aby na nie odpowiadać.
Niepewności towarzyszą początki obłędu. Od tych prostszych, kiedy panikę wywołuje zaburzenie ilości czekoladek w kalendarzu adwentowym, syndrom znany jako teraz zjem dwie tak na dwa dni, aż po te naprawdę poważne. Znowu nadciąga fala pytań. Jeśli wydaje mi się, że notes kupiłam niedawno, a już się skończył to znaczy, że czas płynie o wiele szybciej czy po prostu na studiach się dużo pisze? Czy ten siwy włos na głowie to początki starości, a może suchy szampon? Świat daje nam tyle mylnych sugestii, że zaczynamy gubić się w realnej rzeczywistości.
Był taki czas kiedy skutecznie jej unikałam. Otóż stosowałam nieco ekscentryczne antidotum w postaci własnej strefy czasowej, siedem minut wcześniejszej względem reszty Polski. Naprawdę doceniałam to swoje małe tymczasowe uniwersum, gdy z przerażeniem patrzyłam na godzinę odjeżdżającego pociągu, a po chwili dostawałam od losu pół kwadransa. Moja strefa czasowa nigdy nie była do końca określona względem innych. Komórka co i rusz rozregulowywał się zegarek. W efekcie coraz bardziej i bardziej oddalałam się od tego, co rzeczywiste, mając wrażenie, że czas płynie powoli i spokojnie..
Romantyczny okres mojej tymczasowej niezależności został na zawsze przerwany, kiedy to podchmielona znajoma brutalnie zabrała moje siedem cennych minut. Siedem nieśmiertelnych minut..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz