niedziela, 1 listopada 2015

Na Bródnie.

Po raz kolejny słoneczne listopadowe popołudnie zamieniło się w bezkresną wędrówkę po wielkim niczym mazurska wieś cmentarzu Bródnowskim. Mijamy czwarty kontener, siódmą brzozę i piątą alejkę, a Ojciec nadal nie skręca. Ceglane mury północnej ściany płoną od światła jesiennego słońca, a my powoli zaczynamy się wznosić. Tego wzgórza nie kojarzy już chyba, żadne z nas. W powietrzu wypełnionym romansem  zapachu palonych zniczy i smażonej przed bramą kiełbasy wisi obawa. Obawa, że nigdy go nie odnajdziemy.


Po drodze spotykamy Malinowskich, Jana Kowalskiego lat 45 i piękną Ligię o perłowym uśmiechu. Jak na stu pięćdziesięciolatkę wygląda naprawdę dobrze - myślę, a po chwili nie widzę już Ligii, tylko jej sąsiadów Boguckich o płycie w kolorze wyblakłej czerni. Groby zmieniają się jak w kalejdoskopie. Na jednych adwokaci, na innych lekarze. Jest i Wiesław inżynier zerkający na przechodniów zza  zbyt dużych oprawek z lat osiemdziesiątych.  Tytułowanie zmarłych na grobach wraca do łask. Pod kolejnymi płytami leżą kochający mężowie, zmarli tragicznie i małe aniołki. Przez myśli przewijają się pomysły nagłówków rodem ze Steinbecka R.I.P. Danny- dobry kumpel, ale niezły skurwysyn, Świętej Pamięci i nieco puszczalska Dolores Ramirez.  Trochę się besztam, ale pomysł ma też swoje dobre strony. Młodzież odwiedzałaby okolicznych zmarłych nie tylko raz w roku i to ze względu na delicje w postaci pańskich skórek.


Choć nogi bolą, a niepewność i trwoga rosną, my nadal wytrwale idziemy. Natłok płyt powoduje zawrót głowy. Obserwując krajobraz cmentarny można dojść do wniosku, że w jakim stopniu realizuje on wyśniony przez Horacego motyw exegi monumentum. Lub przeciwnie, jest jego ironiczną interpretacją- pomnika ma każdy, ale do cholery, jest on z marmuru, nie ze spiżu i wkuty przez kamieniarza na wyjazdówce z Warszawy. Do tego większością trzeba się dzielić, nie daj Boże z jakąś rodzinną zakałą. Ale mili Państwo,  nie należy wybrzydzać, w końcu jest się na łasce potomnych. Zapomnicie o urodzinach siostrzenicy, spędźcie resztę w zaświatach ze świadomością, że na ziemi reprezentuje Was różowoszary pomnik z plastikową wiązanką i zniczami o kształcie kwiatów fioletowej kapusty. Nie wszystek umrze kiepska reputacja wśród nowych sąsiadów.

Ojciec w końcu skręca. Skomplikowanym manewrom między kolejnymi alejkami towarzyszy stukot obcasów i nieprzychylne przewodnikowi komentarze naszego małego pochodu listopadowego. Można powiedzieć, że cmentarz to jedno z miejsc najbardziej niezmiennych i trwałych, ale wystarczy, że w okolicy grobu-celu zmieni się choć jedna płyta i spacer może się zamienić się w wyprawę. Kiedy już jednak na horyzoncie lśni ta jedyna wszyscy oddychamy z ulgą i zabieramy się do rytuału. Przeważnie wszystko wraz z uprzątnięciem i modlitwą trwa od piętnastu do dwudziestu minut. Jeśli w okolicy pojawia się opcjonalna rodzina, wizyta przedłuża się o kilka minut. U nas właśnie mija  minuta dziesiąta, w alejce obok przewijają się gromady bródnowskich pielgrzymów. My natomiast zaczynamy sentymentalny powrót do lat 70. Stało się i dwie i trzy godziny, jako dziecko nudziłam się, jak jasna cholera. Babcia popłakiwała, dorośli wspominali. Teraz jednak to doceniam. Mówi moja mama, która nie wie jeszcze jak bardzo zdziwiłaby się słysząc to, co mówi z perspektywy ośmioletniej panny. Nie ukrywam jednak, że i ja podzielam jej rozżalenie. Plastikowe znicze, sztuczne kwiaty, byle jakie modlitwy.


I z łezką w oku przypominam sobie słowa pewne słowa pochodzące z krótkiego wywiadu. 1 listopada, cmentarz w Ciechocinku przytłoczony ciężkim szarym niebem, wszechobecna, smutna listopadowa atmosfera i ON. Don Wasyl z rodziną. Po jego lewicy kobiety, w centrum pokaźny czarny pomnik, a po prawej stronie orkiestra, stół z jedzeniem i butelka chłodnej wódki. Smutno, ale wierzymy w to i cieszymy się, że już nasi zmarli są na tamtym świecie, bo tam nie ma bólu i smutku. Jest Pan Bóg. Teraz śpiewamy ich ulubione piosenki, a to co, tu stoi to nie jest woda, bo nie wolno oszukiwać. I wódka prawdziwa i przemówienia z serca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz