środa, 1 października 2014

10.

Ja wierze w to, że ludzie są dobrzy. Zbyt często podawali mi pomocną dłoń, a za uśmiech odpłacali uśmiechem. Sama również staram  się wokół roztaczać piękną łunę równości i koleżeństwa, miłować moich drogich braci i me ukochane siostry. Z drugiej strony też jestem człowiekiem i niejednokrotnie doświadczam ile zła siedzi w tej szlachetnej duszy, jak wiele potwornych myśli skrywa niewinna twarz i jak często, mówiąc kolokwialnie, zalewa mnie krew w obliczu pozornie błahych powodów.

Bywają takie dni, kiedy w każdym odzywa się wewnętrzne zło i gotowy jest robić bardzo przykre rzeczy. Wyobraźnia płata wtedy paskudne figle, a my pławimy się w wyimaginawanym (szczęśliwie) okrucieństwie. Ile razy wracając do domu, z przyklejonym do kręgosłupa żołądkiem, marzyłam aby autobus nie zważał na sunące po pasach staruszki i rozjeżdżał innych przechodniów, bo JA musze zjeść. Życzyłam by ludzie wypadali z metra, kiedy było ono zapchane, bo MI było gorąco i duszno. W obliczu potrzeby najwyższej wagi* wyobrażałam jak zrzucam z siebie ogładę nałożoną na mnie przez społeczeństwo i przy użyciu siły fizycznej eliminuje  konkurencję w kolejce do toalety. Wszystko pozostawało w sferze marzeń, jednak po pewnym czasie rodziło wewnętrzną konsternację, a nawet chwilowe zawahanie w moje wierne oddanie humanizmowi. Te sytuacje można też jednak dzięki niemu wytłumaczyć: w końcu człowiek to też zwierze i dopóki nie zaspokoi dolnych szczebli piramidy Maslowa, nie zdoła wspiąć się na szczyty swoich możliwości.

Co jeśli powody są inne? Czy istnieją akceptowalne wytłumaczenia, które nie sprowadzają nas do poziomu małpy? Życie jest piękne, ale też potwornie irytujące. Mówimy “zły dzień”, “złośliwość rzeczy martwych”, czy “nieszczęścia chodzą parami”. To są właśnie te sytuacje, kiedy los robi sobie z nas jaja, co ma na celu wyprowadzić z równowagi anielską cierpliwość, zgnieść do poziomu podłogi, tak rutynowo, żeby jednak nie było zbyt pięknie. Jest jeszcze inna grupa okoliczności, luźno powiązana z pojęciem losu, możemy ją roboczo nazwać “sytuacjami nieznośnymi”. W te grupę wchodzą zarówno muchy, komary i inne insekty, jak i silny wiatr, przeciekający kran, skończony papier toaletowy czy pusty słoik nutelli. Charakteryzują się spersonalizowaniem (nie każdy będzie popadał w “zło” przez warunki atmosferyczne, ale z kolej brak podstawowego domowego zaopatrzenia może przeciążyć szalę wewnętrzego spokoju). Dla przykładu, jedna z moich drogich znajomych, złota kobieta, przyznała mi się kiedyś, że za każdym razem jak widzi przechadzającego się gołębia to ma ochotę go kopnąć. “Przecież one są takie głupie” dodała, próbując się tłumaczyć.

Nie sposób mi było się z nią nie zgodzić. Wrodzony idiotyzm to ostatni zapalnik, który mógłby implikować bardzo złe czyny. Czasem, zaznając uczucia silnej irytacji wywołanej przez durnego człowieka, zastanawiam się ile słynnych zbrodni wynikało z takiej sytuacji? Do którego momentu morderca był ofiarą cudzej tępoty, która pchała go do zabójstwa? Wina leży całkowicie po jego stronie, bo nie utrzymał się w ryzach norm. Jednak gdyby tak nazwać to afektem? Czekam aż nakręcą horror, w którym złoczyńca - masochista nie katuje pięknych kobiet, czy zjada te obfitsze, ale zajmuje się masowym wybijaniem, tych, które zadają zbyt dużo głupich pytań i nie są w stanie pojąć szkodliwości swoich zachowań w życiu normalnych obywateli. Lepiej mieć się na baczności. Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że rozmówca może, w chwili irytacji, stać się też potencjalnym morderca..


* "siku"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz