Za każdym razem gdy posprzątam
pokój, nawiedza mnie smutek. Momentami przygłusza go bałaganiarska duma, ale kiedy
sprzątanie nieszczęśliwie zgra się w czasie z jakimś nieprzyjemnym zdarzeniem,
skutki potrafią mnie kompletnie zdominować. Tak jak i dziś. Zaczęłam od łóżka,
a właściwie wersalki. Zgarnęłam stos książek i papierów, piętro niżej, prosto na
podłogę, tworząc z nich bezkształtną spójną masę gotową do transportu. Potem
złapałam wijące się po kanapie kable i przestawiłam lampkę nocną z oparcia na
kaloryfer. Aparat, ebook, gazety i ulotki wylądowały na małym krzesełku, a
wszystkie kosmetyki wyemigrowały do łazienki, o dziwo bez postoju na regale
obok drzwi. W końcu wyjęłam ożywione resztki jedzenia i kubki. (mam taki zwyczaj
spania w delikatnym nieładzie.) Każdą kolejną część pomieszczenia traktowałam w
sposób analogiczny, w towarzystwie bezkształtnej, koczowniczej kupy sunącej od
miejsca do miejsca. Po litanii skomplikowanych kucnięć, pokłonów i westchnień,
spojrzałam na dzieło bardzo przychylnie.
Niestety, efekt samozadowolenia, jak zawsze, utrzymał się do kilku
oglądnięć pokoju. Potem narcyzm przeszedł
w niepokój, niepokój wniesiony przez nadmiar porządku. Odniosłam wtedy
wrażenie, że do momentu, kiedy moją przestrzeń ogarniał bałagan, była ona uosobieniem
dynamiki, działania. Moje życie było pełne.
A teraz jest takie … no puste. Zaraz potem dopadła mnie jeszcze gorsza
myśl. Dotąd sens nadawała im kupa bezużytecznych, losowych śmieci. Sprzątnięcie
ich z kanapy, biurka i kredensów, zdarło z niego płaszczyk pozorów; tani,
plastikowy, kolorowy płaszczyk pozorów, pozostawiając je kompletnie nagie, w
negliżu, a do tego - negligé (czyt. Negliże, czyli zaniedbane, Słodki Jezu!)! W
takich chwilach człowiek gotowy jest podjąć najważniejsze decyzje, dokonać
dramatycznych zmian. Tak i ja, przysięgłam wszem i wobec nigdy więcej nie sprzątać
pokoju.
Idealnie podsumowane, myślę że Chujowa Pani Domu też by się zgodziła ;)
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA WIĘCEJ!