Wszyscy znamy tragiczną historię
Romea i Julii autorstwa WIELKIEGO Williama Shakespeare’a. Już pierwsze wersy dramatu
objaśniają, że wesołe to to nie jest i należy się spodziewać mogił, grobów,
śmierci, płaczu, lamentu i zadumy. Jak
wykorzystała ten wątek sztuka i popkultura dobrze wiemy (balet do muzyki
Prokofiewa, film Baza Luhrmanna etc...), jednak mnie interesuje sytuacja, w której
William nie uśmierca kochanków, a widownia Globe Theatre woli mniej tragiczne
zakończenia i pożąda nieustannych happy end’ów. Jak ten fakt wpłynąłby na
międzypokoleniowy rozwój dzieła i co w akcie rozpasania wymyśliliby współcześni
scenarzyści, pisarze i reżyserzy? Jak dalej potoczyłyby się losy kochanków?
Przy snuciu domysłów należy
oczywiście założyć, że optymistyczne losy Romea i Julii przetrwałyby przez wieki
na papierze, w pamięci i na ustach potomków Shakespeare’a, a nie przepadły
wśród wielu podobnych romansideł. Wątki
miłości, konfliktu między rodzinami i intrygi są ponadczasowe, natomiast dobre
amerykańskie zakończenie otwiera ogromne pole do popisu jeśli chodzi o rozwój
fabuły. Prawdopodobnie zaczęłoby się od produkcji sequelu, dajmy na to prostego
filmu obyczajowego, kontynuacji losów bezdomnych kochanków. Dużo tragizmu,
smutku, ale też iskierka nadziei w postaci łączącej ich miłości. W roli Romea
niezastąpiony Borys Szyc, natomiast Julię odegrałaby Natasza Urbańska, ot taka
wypróbowana już para. Niezbędny byłby motyw pościgu lub tułaczki (fakultatywnie
wzbogacony o konflikt wojenny lub zarazę w tle). Dowolna manipulacja czasem dałaby
twórcom o wiele więcej możliwości, od filmu kostiumowego przez musical, film
przygodowy, western, film akcji, karate, a nawet sci-fi. Romeo i Julia 2: Odyseja poślubna. Romeo i Julia 2: Seks w
Weronie. Romeo i Julia 2: Roztańczona historia. Romeo i Julia 2: Zaciśnięte
pięści Laurentego.
Alternatywą dla „drugiej części”
dramatu mógłby być uwielbiany przez niektóre kobiety (ale i mężczyzn również) tasiemiec. Wyobrażacie sobie ten
niekończący się serial z tysiącem wątków, milionem postaci, a przede
wszystkim miliardem odcinków? Nieśmiertelna szekspirowska miłość stałaby się
rzeczywiście nieśmiertelna i przy okazji niezniszczalna, bo czy ktokolwiek
kiedykolwiek słyszał o końcu jedynego słusznego serialu, jakim jest Moda na
Sukces? Co więcej rozciągnięcie kolejnych losów kochanków w czasie pozwoliłoby
na wykorzystanie niezliczonej ilości „Pomysłów na … fabułę każdego dnia”. Także
reżyser dwa tygodnie przed wyjmowałby ze swojego DirectorBoxu saszetkę instant,
dodawał trochę marnej aktorszczyzny, mieszał ze łzami, potem i świeżą krwią. Tak
powstawałyby naprawdę wiarygodne scenariusze: Romeo chory na raka zdradza
uzależnioną od operacji plastycznych Julię w gejowskim domu publicznym, w
którym pracuje ich własny łysy syn zamieszany w światową aferę narkotykową, będącą
w rzeczywistości przemytem bydła zarodowego z Włoch na Syberię. Życia w końcu
nie umie zaplanować nikt. Eksperymentalne scenopisarstwo to jest właśnie
teraźniejszość i przyszłość branży serialowej.
Tak na marginesie, nadal
zastanawia mnie z jakiego powodu kultura masowa nie podchwyciła oryginalnego
wątku Romea i Julii w jeszcze większym niż dotychczas stopniu. Dlaczego na
ekranach japońskich kin nie pojawił się tani horror o parze zombie mszczących
się na członkach swoich rodzin lub klątwie stopniowo dziesiątkującej ilość
szczęśliwych małżeństw w Veronie? W sumie dziwne, że ani Dan Brown, ani żaden
inny równie kreatywny pisarz nie stworzył powieści sensacyjnej, dowodzącej, że
los wszystkich przedwcześnie zmarłych par łączy spisek. Podstarzały Robert
Langdon całą prawdę odczytałby między wersami, słowami i klatkami filmu. Z kolejnego
bestselleru wynikałoby, że ojciec Laurenty, tak naprawdę nie był milutkim
franciszkaninem, lecz wysłannikiem Opus Dei. Za śmierć Wertera odpowiada
nieobecny na jego pogrzebie duchowny, a Jack Dowson z Tytanica ginie, bo w
rzeczywistości pływające drzwi tonęły pod
ciężarem artysty, Rose i…. agenta -
klechy przyczepionego pod wodą do klamki, którego dobrze było widać kilka scen
wcześniej. Jak widać pole do popisu nad
interpretacjami, reinterpretacjami motywu niespełnionej miłości w oparciu o ukochaną
szekspirowską parkę jest naprawdę ogromne niezależnie od jego zakończenia. Ważne
żeby było dużo brokatu, dużo wybuchów, pościgów i strzelanin. Dużo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz