niedziela, 21 grudnia 2014

13.

Każdemu zdarzy się czasem zanadto zamyślić nad słowem. Powtarzać je do znudzenia w myśli, w końcu z poirytowaniem powiedzieć kilka razy na głos, w ostateczności wykrzyczeć aż straci znaczenie i kompletnie pozbawi sensu nie tylko siebie, ale także ten mozolny paralingwistyczny proces. To naprawdę przykre uczucie pozostać  z taką bezkształtną masą kilku niezgrabnych sylab, które nawet nie śmią udawać jakiegoś egzotycznego słowa, po prostu nie znaczą nic. Nie znam nikogo kto by to lubił, a utożsamiam się z tymi, których łapie obrzydzenie na samą myśl o popadnięciu w pułapkę własnego języka. Bo to nawet nie przypomina porządnej analizy, co najwyżej wprowdza w konsternację….

Przodek, przodek, przodek, przodek
przód, przód, przód
tył, tył
TYŁEK.

rezultat:

Moim tyłkiem był Stefan Batory. 

Puste Doniczki



Warszawska patelnia. Pora roku - brzydka polska jesień, pogoda - chyba deszczowa, a godziny “tak jakby” szczytu. Ciśnienie raczej niskie, za to poziom niepewności wysoki, ale nikogo to już nie dziwi. Czy można czuć grunt pod nogami tutaj, gdzie metro budują średnio raz na trzydzieści lat, a nowe osiedla powstają z doby na dobę?


Nastały czasy tragiczne. Strzeżcie się bluźniercy, chowajcie grzesznice i wstydźcie wegetarianie. Potępienie  nadejdzie niedługo, spłoniecie żywym ogniem gniewu Pańskiego.


Pan Jarek miał naprawdę dobry dzień. Czuł, że cały kościół uliczny mówił dziś jego głosem, Głosem niewidzialnego kaznodziei XXI w., niepozornego spowiednika miasta stołecznego Warszawa i Słowa Bożego Chodnikowego najbliższego tym, którzy najbardziej go potrzebują. Choć Pan Jarek widział , że te zagubione dusze najczęściej stanowiły  raczej przeszkodę fal dźwiękowych aniżeli, ich adresatów, to święcie wierzył w to, że gdzieś tam podświadomie każdy chociażby pośliźnie się na Mądrości Kościoła Brukowego. Pan Jarek za wszelką cenę chciał siać ziarenka w jak największej ilości pustych doniczek. Niekoniecznie musiało z nich coś wyrastać, wystarczyło, że nasionko odbiło się z głuchym hukiem o gliniane ścianki, bez grama gleby. Dla Pana Jarka ważne było, że gdzieś tam na jego konto wpadał kolejny ‘“dobry uczynek”.


Potępienie… Klęska…. genderapokalipsa


Wystrzelił jak z karabinu w stronę śpieszącej na tramwaj dziewczyny. Podstępna cudzołożnica przechytrzyła jednak apokaliptycznego proroka i wsłuchana w takt bluźnierczej muzyki oddała się warszawskim podziemiom.

Dla niego nie była już nawet pustą doniczką.